Gdy się poznawałyśmy z moją dziewczyną w celu sprawdzenia „kompatybilonści seksualnej” miałyśmy w zwyczaju, ku zgorszeniu niektórych znajomych, odtwarzanie sobie na imprezie piosenki Do you take it in the ass? i zgodnego podśpiewywania w chórze z artystami. Gdy już zdecydowałyśmy, że na tej płaszczyźnie, jak i na wielu innych do siebie pasujemy i ogłosiłyśmy, że jesteśmy razem, nie minęło wiele czasu nim pojawił się temat uprzęży.
Obie jesteśmy zdania, że orientacja seksualna to jedno, zakończenia nerwowe to drugie, a tożsamość płciowa to jeszcze coś zupełnie innego. Dlatego po wizycie w pasmanterii i kilku godzinach pracy powstała uprząż. Trochę krzywa, trochę uwierająca, ale z dużą możliwością regulacji i co najważniejsze nie skórzana (obie staramy się unikać wszystkiego co wiąże się z cierpieniem zwierząt).
Zgodnie z tym, co czytałam wcześniej, seks ze strap-onem uczy szacunku do mężczyzn. Ani za pierwszym ani za drugim razem nie czułam się ani w połowie tak dobrą kochanką, na jaką zasługiwała moja partnerka. Mimo tego, że miałyśmy naprawdę dobre dildo – Tantus Acute, dopasowanie się, znalezienie odpowiedniej pozycji i utrzymanie rytmu sprawiało mi wiele trudności. W drugą stronę poszło łatwiej, ale i tak nie obyło się bez marudzenia, zmieniania co chwilę pozycji i tekstu „weź wyjmij i spróbuj z ręki”.
Mimo wszystko nawet te pierwsze próby były warte wysiłku. Seks ze straponem daje nam bardzo silne poczucie bliskości.
Minęły dwa lata, a FunFactory unowocześniło swoje podwójne dildo Share i wydrążyło w nim dziurę na wibrujący pocisk. Tak powstał wibrujące dildo dla par Share Vibe. Moje pierwsze wrażenie było bardzo, bardzo pozytywne. Piękny kawałek silikonu, trzon zakończony lekko spiczasto, żeby ułatwić penetrację, bez żadnych główek, bardzo porządny pocisk.
Po ubraniu wrażenie było wręcz oszałamiające. Ten strapless rzeczywiście zostaje na miejscu bez wysiłku i wcale nie trzeba mieć do tego stalowych mięśni Kegla. Spora część ciężaru zostaje po prostu między udami. Trzon celuje prosto w stronę pępka. Można poczuć, że gadżet jest przedłużeniem naszego ciała.
W dodatku pocisk daje bardzo przyjemne wibracje dla strony noszącej. Może niewystarczające bym doszła, ale przy takiej ilości silikonu naprawdę ciężko byłoby wymagać więcej. W zasadzie jedyne rozwiązanie to drugi pocisk w rejonie łechtaczki, ale nawet to rozwiązanie nie byłoby idealne ze względu na to jak kobiety różnią się budową. Wbudowana bateria trzyma długo, a ładuje się szybko, także nawet przy przenośnym komputerze opcja ładowania przez USB nie irytuje.
Mój entuzjazm trwa nadal, ale został nieco ostudzony przez rzeczywistość. A ona jest taka, że strapless to nie strap-on i wszystko, czego się nauczyłam o chędożeniu mogę na razie odstawić na półkę. Zacznijmy od tego, że kąt jest zupełnie inny. Tradycyjne dildo będzie w uprzęży celowało najwyżej trochę w górę, częściej prosto bądź w dół (szczególnie, jeśli jest ciężkie). Share Vibe natomiast wręcz przyciska się do mojego brzucha. Do tego dochodzi długość. Nasz Acute w uprzęży jest czasem za krótki. Natomiast twórcy Share wzięli pod uwagę, że przy seksie ze straponem wytraca się sporo długości. I jest to zaleta, ale jak się jest przyzwyczajonym do szukania pozycji z jak największą penetracją, to taka zmiana może zbić z pantałyku.
Kolejna różnica to mocowanie. Przy strap-onie wystarczy trochę się pomocować z troczkami i jest. Natomiast przy Share Vibe konieczne jest solidne przygotowanie strony aktywnej, bo z tym „klinem” nie ma co żartować. Wcześniejsza penetracja palcami lub mniejszą zabawką i sporo dobrej jakości nawilżacza są tu wskazane nawet bardziej niż dla strony „pasywnej”. Próba pójścia na skróty umotywowana tym, że „jestem przecież napalona na maksa” niestety spowodowała, że zamiast „łał” było „Au!”.
Skończyło się na „weź wyjmij i spróbuj z ręki” i choć usnęłyśmy zadowolone, to wiemy, że dużo przed nami pracy.
Ciąg Dalszy Nastąpi...
WILD ORCHID