Firma Godemiche zadebiutowała dwa lata temu i od razu zrobiło się o niej głośno. Głównie za sprawą świetnie prowadzonego marketingu w serwisach społecznościowych – co nie jest sprawą łatwą, gdyż wszystko co związane z seksem jest na tych stronach na cenzurowanym. Na nic jednak zdałyby się zdjęcia bajecznie kolorowego silikonu, gdyby gadżety Godemiche były tylko ładne – by utrzymać się na rynku, musiały też być dobrze zaprojektowane.
Pierwszym produktem Godemiche był Adam. Ponadprzeciętnych rozmiarów półrealistyczne dildo o wyraźnie zaznaczonym napletku, wykonane z dość sztywnego silikonu o połyskliwym wykończeniu. Twórcy z firmy Godemiche postanowili postawić na sprawdzone rozwiązania, a serca nabywców podbić jakością i dbałością o szczegóły.
Adam nie jest pierwszą dużą zabawką, jaka trafiła do mojej kolekcji – ten honor należy się Cush-owi Tantusa, wykonanemu z dwóch warstw silikonu. Z bardziej znanych większych dild dane mi było wypróbować też The Bossa z Fun Factory. Wszystkie trzy mają średnicę 4,5 cm (nie wkroczyłam więc jeszcze do klubu dwucalowców), podobną sztywność i wyraźnie zaznaczony napletek, więc w mojej recenzji nie obędzie się bez porównań.
Na wstępie chciałabym jednak rozprawić się z uprzedzeniem wobec dużych zabawek erotycznych (na potrzeby tej recenzji wszystko większe od przeciętnego penisa zyska miano „dużego”). Wokół nich narosło wiele mitów. Najpopularniejszy z nich to ten, że trwale rozciągają kobiece genitalia (bądź odbyty osobników płci dowolnej). To wierutna bzdura, która opiera się na dwóch ziarnkach prawdy.
Pierwsze ziarnko: jeśli do penetracji użyje się zbyt dużo siły, może dojść do zerwania mięśni (szczególnie groźne przy penetracji analnej). Tak zniszczone mięśnie zwykle nie goją się dobrze i rzeczywiście nie są w stanie napinać się i rozluźniać. W ekstremalnych przypadkach może dochodzić do wypadania narządów. O ile jednak przy penetracji pracujemy z mięśniami, a nie przeciwko nim, prawdopodobieństwo urazu jest bardzo, bardzo niewielkie.
Drugie ziarnko: stopniowo ludzkie ciało może nauczyć się akceptowania większych i większych zabawek i czerpania z tego przyjemności. Skoro kiedyś bez bólu wchodziły dwa palce i basta, a teraz przy odpowiedniej rozgrzewce mieści się cała ręka, to coś się musiało zmienić, prawda? I zmieniło się – ciało uczy się przyjemności, przestaje oczekiwać bólu – a więc rozluźnia się, otwiera.
Wiele kobiet narzeka na różnej intensywności ból podczas penetracji. Czasami ból jest ciągły, a czasem występuje tylko na początku. Duży procent tych dolegliwości nie jest wywołany jakąkolwiek przypadłością, a wynika z braku przygotowania genitaliów na penetrację. U kobiet obserwuje się bardzo dużą niezgodność między podnieceniem narządów płciowych, a podnieceniem „głowy”. Nietrudno więc o sytuację, kiedy do penetracji regularnie dochodzi zanim ciało jest na to gotowe.
Podniecenie genitaliów jest czymś więcej, niż tylko lubrykacją. Następuje też ich przekrwienie i uwrażliwienie na bodźce dotykowe, a także wydłużenie się pochwy w przygotowaniu do ewentualnej penetracji.
Lubrykant pomoże, gdy nasze ciało nie wydzieli wystarczająco własnego poślizgu, nie zastąpi on jednak wszystkich pozostałych procesów. Dlatego zbyt pospieszna penetracja może boleć. Ciało nie jest przygotowane na odbieranie seksualnych bodźców, a mięśnie są w stanie spoczynku. Wszystko to, wraz z odczuciem dyskomfortu zwykle zmienia się w fizjologiczną reakcję obronną. W wyniku dalszej stymulacji ciało może „zorientować się” że należy się rozluźnić i ból mija.
Sposobem na poradzenie sobie z taką sytuacją jest stopniowe nauczenie swojego ciała jak czerpać radość z penetracji, co z czasem przeradza się w praktyczną wiedzę, na co jesteśmy gotowi w danej chwili.
Po zdobyciu tych dwóch umiejętności okazuje się, że możemy cieszyć się rozmiarami, które nas wcześniej przerażały. Bardzo trafnie tę transformację opisała Epiphora w artykule "Moja wagina to czarna dziura". Podobnie jak ja, przeszła ona drogę od bolesnego przyjmowania zabawek o średnicy zaledwie cala, do etapu, w którym penetracja czymś znacznie większym nie stanowi problemu. Jednakże to, że jesteśmy w stanie cieszyć się dildem o średnicy prawie (w jej przypadku ponad) pięciu centymetrów nie oznacza, że mniejsze zabawki czy przeciętnych rozmiarów penisy stały się dla nas „za małe”. Nasze cipki nadal są ciasne, ale już nie w reakcji obronnej przed bólem, ale dlatego że mamy wytrenowane mięśnie Kegla.
Wracając do recenzji, dildo Adam zostało zaprojektowane w sposób bezkompromisowy (jego kształt był inspirowany prawdziwym penisem, przyp. Kinky Winky). W przeciwieństwie do Cusha nie ma tu miękkiej główki, która ułatwia wprowadzenie dilda. Od razu jest ostro, najszersza część zabawki znajduje się już kilka centymetrów od czubka, szybko przechodząc w zwężenie, co ma imitować realistycznie kształt główki penisa. Tworzy to swego rodzaju rowek, który przez kilka pierwszych użyć moje ciało uważało za irytujący, a następnie polubiło. Dzięki takiemu wyprofilowaniu, gdy potrzebuję dilda jak z fantazji o pierwszym razie, gdzie odczucia podczas penetracji są wszechogarniające i niemalże przytłaczające, sięgam po Adama. Uprzednio muszę zadbać o odpowiednią rozgrzewkę – podniecenie i dobre chęci nie wystarczą.
Wykończenie na wysoki połysk sprawia, że Adam wymaga mniej nawilżacza niż wskazywałby na to jego rozmiar. Gładki silikon bez tarcia sunie po wilgotnym nabłonku, nie „czepiając się” jak to mają w zwyczaju matowe powierzchnie Fun Factory, czy wspomniany już wielokrotnie Tantus Cush. I dobrze, bo aksamitny Adam mógłby okazać się „przegięciem” i stymulacja przeszłaby w irytację.
Adam dostępny jest w dwóch wersjach rozmiarowych – piętnasto- i dwudziestocentymetrowej. Oba znalazły się w moim recenzyjnym kartonie. Z perspektywy kobiety o dość płytkiej pochwie i upartym tyłku, który ściśle trzyma się czterocentymetrowego maksimum średnicy wkładanego przedmiotu, teoretycznie krótsza wersja powinna być dla mnie w zupełności wystarczająca. Proporcje dilda sprawiają, że jest sztywne i zawsze uderza tam, gdzie celuję. Sterowania tym Adamem nie bałabym się też powierzyć partnerce/partnerowi – łatwo zapamiętać jak głębokie pchnięcia sprawiają mi przyjemność i uniknąć zbyt mocnego uderzenia w szyjkę macicy. Na krótszym Adamie mogę też usiąść i cieszyć się z uczucia wypełnienia w tej pozycji, bez konieczności balansowania nad siedziskiem.
Adama w kwestii penetracji analnej mogę kontemplować tylko teoretycznie, ale gdyby średnica nie stanowiła przeszkody, to pewnie opowiedziałabym się za dłuższą wersją. W tej kwestii moje ciało wyznaje zasadę, że zawsze lepiej kilka centymetrów w zapasie niż pół za mało. Większa giętkość to kolejny plus dla dłuższej wersji, gdyż nasze wnętrza nie są proste.
Jak widać na zdjęciach, do recenzji otrzymałam miedzianego krótkiego i zielono-niebieskiego długiego Adama. Tak, bez obróbki zdjęć wyglądają równie zjawiskowo. Miedziany przynosi na myśl antyczne gadżety i rytuały na cześć bogini płodności. Niebiesko-zielony tryska radością i energią. Aż korci, żeby zrobić sobie inspirowany serią Kate Sloan makijaż „dildoface”. Twórcy Godemiche – Adam i Monika, to prawdziwi artyści! Opublikowali mniej niż dziesiątkę kształtów, każdy z nich pieczołowicie dopracowując – ale ogrom fantastycznych opcji kolorystycznych jest niemalże przytłaczający. Godemiche ma w swojej ofercie dosłownie kosmiczne warianty: galaktykę i mgławicę. Odlewają serduszka, a potem topią je w półprzezroczystym silikonie. Nie boją się pobrudzić pracowni brokatem. Mieszają ze sobą kolory w zaskakujących kombinacjach. Mają nawet bezpieczne barwniki świecące w ciemnościach! Ups! Znowu straciłam pół godziny na ich Instagramie.
Obydwa modele Adama, które dostałam są w wersji podstawowej – kończą się rozszerzeniem, które co ambitniejsi mogą wykorzystać do wpięcia zabawki do uprzęży. Godemiche odlewa także dilda zakończone przyssawkami (dildo Ambit trzyma super, recenzja wkrótce) lub z dziurą na wibrujący pocisk. Niedawno odkryłam, że chociaż teoretycznie moje egzemplarze nie posiadają przyssawek, to dłuższy Adam, z solidniejszą podstawą, chętnie klei się do kafli łazienkowych czy podstaw innych dild. Może jest to tylko kwestia przypadku, ale w obu przypadkach trzyma się lepiej niż Fun Factory.
Jeśli szukacie fantastycznego, większego, pół-realistycznego dilda, to możecie już przestać. Teraz czas na trudniejsze zadanie: jak tu wybrać wersję kolorystyczną.
Plusy:
Minusy
WILD ORCHID
PS
Zdjęcia dild Adam sklep Kinky Winky wykonał w sopockim parku. Penisy pośród wiosennych kwiatków są śliczne, prawda? ;)